Pod koniec grudnia 2015 roku, na rynku pojawiła się płyta
polskiego, black metalowego zespołu Batushka. Kapela jest o tyle ciekawa, że
nie powiela wszystkim znanych, utartych schematów związanych z gatunkiem.
Do niedawna mogłoby się wydawać, że w black metalu za wiele
nowego już nie może się wydarzyć. Otóż może - i nasza rodzima Batushka jest
tego najlepszym przykładem. Prawosławny black metal? Jakby ktoś mi wcześniej o
czymś takim powiedział, to co najwyżej popukał bym się w głowę.
A tutaj kilku
dżentelmenów związanych z Witching Hour Rec. łapią za wiosła, wrzucają riffy
nawiązujące do muzyki cerkiewnej, ustawiają chórek, piszą teksty w języku
starocerkiewnym (nie jestem pewien ale tak mi się wydaje) i cisną trasy po
całej Europie z wieloma sukcesami.
Bas, dwie, gitary, wokal plus chórek złożony
z 3 typów. Wszyscy w kapach podobnych do tych, które są noszone przez
prawosławnych duchownych, a na scenie pełno świec, dymu i ikony jako część
scenografii.Jak dla mnie sztos!
To był mój drugi koncert tej kapeli. Za pierwszym razem
widziałem ich w Warszawie - w znienawidzonej przeze mnie Progresji. Nie lubię
tego klubu ze względu na to że, zawsze tam jest ciasno, gorąco i uważam, że
jest to najbardziej kiepskie miejsce na duży gig w stolicy.
Nie rozumiem dlaczego kapele dużego formatu organizują tam
wciąż koncerty. Już może nie będę się tutaj rozpisywał o tym jak bardzo nie
lubię tego miejsca, bo ile flegmy bym nie wylał to i tak pewnie za jakiś czas
wyląduje tam znowu na jakimś Soulfly czy innym Behemocie.
Ostatnia trasa Batushki obejmowała koncerty w UK, Włoszech,
Hiszpanii, Ukrainie... Ina
przedostatnim koncercie zagrali w Krośnie.
Też złapałem się za łeb widząc to info, ale suma sumarum,
wyszło bardzo dobrze i w sumie to się cieszę, że tak się stało.
Impreza okazała się dość kameralną. Może 200 - 300 osób?
Jako support, grała jakaś lokalna kapela (Panowie - jeżeli to czytacie, nie
miejcie mi za złe, ale wpadłem już po waszym występie).
Klub Iron jest dosyć mały, ale jak na swoje rozmiary posiada
całkiem sporo przestrzeni.
Bardzo mi się tam podobało. Idealne miejsce na koncert,
które tworzy kameralny klimat. Jako że, nie jestem fanem spędów i festiwali -
byłem zachwycony tym miejscem. Sam koncert odebrałem bardzo pozytywnie. Było to
moje drugie spotkanie z Batushką, więc miałem już porównanie i wiedziałem czego
mogę się spodziewać.
Tak na prawdę, poza kapą jednego gitarzysty, w samym show
nie zmieniło się nic od ostatniego razu, co bardzo mnie ucieszyło, gdyż dostałem
dokładnie to czego oczekiwałem.
Album "Litorgiya" zagrany został w całości,
nagłośnienie jak na takie miejsce było na całkiem przyzwoitym poziomie, nie był
to spęd, klimat był dużo lepszy niż we wcześniej wspomnianej Progresji, więc
generalnie bomba. W Ironie, stając na tyłach, byłem w podobnej odległości od
kapeli, co gdybym stał niedaleko sceny w Progresji. Jeżeli planujecie zobaczyć
Batushke na żywo, zdecydowanie polecam wam mniejszy klub - jeżeli oczywiście
będziecie mieli wybór. Ich show, to w mojej ocenie bardziej widowisko jak
standardowy metalowy koncert. Wszystko co się dzieje na scenie, nawiązuje do
nabożeństwa w cerkwi, co idealnie współgra z tym co malują riffami członkowie
kapeli.
Jedyne co mnie zastanawia, to to czy dostaniemy kolejny album
od Batushki.
Z jednej strony Litorgiya jest takim kotem, że ciężko tutaj
cokolwiek nowego dopowiedzieć, ale z drugiej...? Jakby dorzucić jakieś
dodatkowe instrumenty, powiększyć chór i pójść w zrobienie widowiska na bogato
z jebitną scenografią... Kurde, mogłoby się udać - ja nawet to widzę. Jestem
ciekaw, w którą stronę baciuszka pójdzie i będę szczerze trzymał kciuki. Dawno
nie słyszałem tak dobrej kapeli którą mógłbym się zajarać jak małolat i mam
nadzieję zobaczyć ich jeszcze nie raz (zostawiając im kasę za płyty i
koszulki).
Krótko podsumowując - Batuszka kopie tyłek!
Poniżej wklejam link do wideo z koncertu które znalazłem na Youtube.
Youtube : https://www.youtube.com/user/chomiak4
PS. Tak, wiem - dawno nie pisałem, zostałem przez ten czas
posądzony 30 razy o słomiany zapał, LENISTWO i robienie bloga na pałe. Nic z
tych rzeczy. Chodzi po prostu o to, że bardzo dużo ostatnio się u mnie dzieje i
nie mam kiedy usiąść na tyłku.
Postaram się na dniach dorzucić post o Marszu Niepodległości
który odwiedzam co roku, coś tam sobie skrobie na temat zapomnianego obozu
koncentracyjnego w Bełżcu i jest jeszcze kilka innych srok które trzymam za
ogony.
A że wszystko piszę w tzw międzyczasie, niestety nie mogę
obiecać regularności.
Dzięki za zainteresowanie moimi wypocinami i do następnego! 😉\\da
PS 2. Bardzo chciałbym podziękować Koniowi i Adze za dach nad głową oraz elegancką posiadówę przed i po koncercie! W pas się kłaniam i dziękuję jeszcze raz!
Decyzję o wyjeździe podjąłem na 2 dni przed samą podróżą.
W poprzednim wpisie opisałem jakie kroki trzeba poczynić aby
móc wybrać się za naszą wschodnią granicę, dlatego tutaj, już nie powielając
informacji, opowiem jak to zrobiłem i jak fajnym miastem do zwiedzania okazał
się być dla mnie Brześć.
Od początku...
Przygotowania rozpocząłem od ogarnięcia dojazdu.
Nie było to zbytnio skomplikowane, gdyż wybrałem polskiego
przewoźnika autobusowego, mającego siedzibę w białej podlaskiej - skąd również
wyruszyłem w bezpośrednią podróż do samego Brześcia.
Nie mają niestety możliwości zakupienia biletów przez
internet, natomiast przewoźnik zapewnił mnie, żebym o nic się nie martwił bo
problemów z miejscem nie będzie - co się później okazało prawdą.
Kiedy plan przejazdu miałem już dopięty, zabrałem się za
szukanie noclegu. Postanowiłem przyjechać do Brześcia w środę rano, aby na
spokojnie móc zwiedzić miasto i wrócić następnego dnia do domu. Szczerze, to w
sumie mogłem pojechać spokojnie na dwa dni, ale że trochę trząsłem portkami
przed podróżą i długo się zastanawiałem czy tam w ogóle na nią się zdecydować.
Wyszło jak wyszło. Jak już padła ostateczna decyzja, to czasu zostało niewiele,
gdyż w sobotę jechałem na wesele kumpli (Koniku i Agnieszko, jeśli to czytacie
to pozdrawiam i jeszcze raz dziękuję za zajebistą imprezę!).
Postanowiłem wziąć hotel i wrócić następnego dnia, przede
wszystkim po to, żeby nie dręczyć się myślami typu : "a co będzie jak się
nie wyrobię na ostatni autobus i będę musiał zostać dzień dłużej a moje
pozwolenie już się skończy?!". No fakt faktem byłaby lipa. Kary na
granicy, tułanie się po ambasadach i inne niepotrzebne mi pierdu - pierdu.
Jestem jedną z tych osób które lubią mieć wszystko
zaplanowane i nie pchają się na przysłowiowy "przypał".
W kwestii noclegu, po raz kolejny zdał egzamin stary, dobry,
booking.com.
Opcje hosteli odrzuciłem już na samym początku.
Uznałem, że skoro stać mnie na "jedynkę" w hotelu,
to nie będę tracił nerwów na typowe noclegownie i ewentualnych współtowarzyszy,
których temperamentu i podejścia do współlokatorów nie jestem w stanie
przewidzieć.
Wybrałem pokój w hotelu BUG który jest idealnie usytuowany
względem centrum, dworca kolejowego oraz autobusowego, a poza tym pokoje są
urządzone w nie najgorszym standardzie.
Nie korzystałem ze śniadania - postanowiłem zaopatrzyć się
samemu w smakołyki. Wystrój hotelu, w ogóle zajebiście dodał klimatu do całej
imprezy. Był to typowy socrealizm. Przy wejściu stały ogromne głowy Lenina, po
kątach były poustawiane sztandary z sierpami i młotami.
Brakowało tak na prawdę
tylko informacji ze zaraz tam się odbędzie jakiś zjazd partii albo weteranów z
armii czerwonej.
Aby uzyskać pozwolenie, skorzystałem z jednej ze stron
instytucji pośredniczących, gdzie oferują wydanie takiego vouchera na adres
mailowy w wersji do wydruku.
Całość kosztów związanych z voucherem wyniosła mnie 58 zł. W
tej kwocie było już zawarte ubezpieczenie na czas wyjazdu, kupon na przejazd
taksówką do 5km oraz bilet wstępu do muzeum w twierdzy brzeskiej.
Ostatnią rzeczą która mi została, była wymiana pieniędzy .
Kupiłem w Polsce dolary amerykańskie, które są bardzo
porządaną walutą na Białorusi - dzięki czemu miałem pewność, że będę w stanie
je wymienić w każdym banku.
W środę 6.09.2018, wsiadłem w autobus do Białej Podlaskiej i
rozpocząłem swoją prywatną, jednoosobową wycieczkę
Wyruszyłem w godzinach rannych. Przed przystankiem
docelowym, autobus zatrzymał się jeszcze w Terespolu.
Na granicy, spotkałem się z kontrolą po stronie
Białoruskiej.
Pani celnik zapytała co wwożę, po czym poprosiła o
otworzenie plecaka.
Oni ostatnio mają duże ciśnienie na kontrole, bo władza
zaczęła patrzeć pogranicznikom na ręce. Tym sposobem, kilka tygodni temu, KGB
wjechało na granice koło Białegostoku i aresztowano za korupcję całą zmianę
Białoruskich celników. Nie ma to tamto, Łukaszenka się w tańcu nie cyrkoli.
Ale generalnie nie trzymali nas tam jakoś przesadnie długo.
Kontrola całego autobusu trwała łącznie może z 30 minut.
Po przyjeździe na dworzec w Brześciu, pierwszą rzeczą która
rzuciła mi się w oczy była piękna cerkiew. Postanowiłem chwilę jej się
przyjrzeć.
Bardzo spodobało mi się zachowanie przechodniów, którzy
mijali gmach świątyni.
Nie wyglądało to jak znane z polskich ulic "żegnanie
się a'la odganianie komarów" bynajmniej.
Z tego co widziałem, każdy z przechodniów - nie ważne czy
milicjant, czy urzędnik czy sprzątaczka - stawał w bramie, spoglądał kilka
sekund na cerkiew, po czym powoli i z godnością wykonywał znak krzyża, oddając
pokłon na końcu.
Szok... Jakoś specjalnie religijny może i nie jestem, ale
szanuję takie zachowania. Tym bardziej, że idealnie wpisują się w klimat i
kulturę danego miejsca. Bardzo miło jest coś takiego zobaczyć.
Idąc w stronę miasta, kilka razy mało nie padłem na gębę
przez woń męskich dezodorantów, co waliła po nozdrzach jak ruskie T-34 do
niemieckich Tygrysów w czasie bitwy pod Kurskiem. Z tą małą różnicą, że w moim
przypadku ostrzał był celny. Autentycznie - czułem tylko ten jeden ostry
zapach. Jak już ktoś "wypsiukany" koło mnie przeszedł, to przez
najbliższe 2 minuty, ostra jak maczeta woń rozpieprzała mi nos od środka.
Los chciał że akurat skończył mi się dezodorant. Poszedłem
więc do najbardziej znanego marketu na Białorusi, czyli sieci
"euroopt", zobaczyć czy faktycznie na półkach znajdę tylko jeden
antyperspirant.
No i nie - okazało się że wybór jest całkiem pokaźny, a ceny
nie najgorsze.
Wybrałem więc stare, dobre, sprawdzone "Fa" na
które jeszcze była promocja (3 ruble). I jakież było moje zdziwienie w hotelu,
kiedy się okazało, że to właśnie ta "promocja" spuszczała łomot moim
nozdrzom podczas spaceru po mieście. A może reszta dezodorantów też tak
pachniała? W każdym razie, chrzanie i na pewno nie będę tego sprawdzał.
Fajne w Brześciu jest to, że większość ulic których nazwy
zostały nadane od nazwisk znanych osób, w swoich początkowych punktach ma
pomniki, bądź popiersia patrona.
Tym sposobem w Brześciu można spotkać np pomnik Mickiewicza
i Gogola.
Z Gogolem jest o tyle ciekawie, że cały deptak wzdłuż jego
ulicy jest przyozdobiony jakimiś mosiężnymi instalacjami związanymi z
postaciamiksiążek których jest autorem.
Efekt wygląda bardzo fajnie, a realizacja została wykonana
niezwykle starannie. Jako że Gogol lubił baśniowy klimat i fantazję, pomniki są
bardzo ciekawe.
W centralnym miejscu placu Lenina, stoi sam przywódca
rewolucji. Co ciekawe, prawą ręką wskazuje na... polski kościół
rzymskokatolicki
Plac Lenina jest bardzo zadbanym miejscem, z fontanną,
olbrzymim gmachem państwowym (ostatecznie nie dowiedziałem się co to za
instytucja... może ktoś wie?) oraz dużym telebimem.
Będąc na tymże placu, warto zwrócić uwagę na piękny budynek
banku - niegdyś Banku Polskiego. Zarówno na placu Lenina jak i w każdym innym
miejscu w Brześciu, jest od cholery czysto i faktycznie widać wszędzie Panie które
sprzątają.
Idąc dalej, kierowałem się w stronę twierdzy brzeskiej. Po
drodze minąłem stadion drużyny "Dynamo Brześć" o której od niedawna
zrobiło się głośno, z uwagi na to, że jej włodarzem, został nie kto inny jak
sam Diego Maradona. Łukaszenka ma w ogóle zapędy do robienia pozytywnego PR
przy pomocy fejmów z zachodu. Każdy chyba pamięta scenę kiedy prezydent
Białorusi czestował Stevena Segala marchewką.
Niedaleko stadionu, mieści się również muzeum koleji, z
którego to musiałem niestety zrezygnować kosztem innych atrakcji.
Zwiedzanie twierdzy, rozpocząłem od wizyty w znajdującym się
na jej terenie centrum informacji turystycznej.
Pracownica mówiąca po angielsku przekazała mi mapy i
broszury - również w języku polskim oraz opowiedziała co warto zobaczyć. Swoją
drogą bardzo uczynna dziewczyna. Później pomogła mi zamówić taksówkę, a nawet
sama po nią zadzwoniła ze swojego prywatnego telefonu. Białoruska gościnność na
najwyższym poziomie
Twierdza Brzeska robi ogromne wrażenie.
Niestety, nie znajdziemy tam żadnych śladów polskiej części
historii, chociażby z czasów przedwojennych, ale i tak bardzo warto tam się
wybrać.
Wchodząc na teren kompleksu, na pierwszy plan dostajemy
parking i stoiska z pamiątkami.
Wszystkie suweniry nawiązują tam do militariów, komunizmu,
twierdzy oraz samej Białorusi. Słyszałem jak niektórzy próbowali się targować z
tymi biednymi handlarzami, ale ja już nie miałem na to serca, bo faktycznie
wszystko było tam bardzo tanie (jak ukraiński barszcz... hihihihi).
Do twierdzy wchodzi się poprzez ogromne przejście w
kształcie gwiazdy w ogromnym, betonowym (a jakże) murze.
Gwiazda jest wyposażona w głośniki z których słyszymy
odgłosy nalotu, komunikat radia Moskwa o wybuchu II wojny światowej oraz
ulubioną nutę czerwonoarmistów czyli "świętą wojnę".
Odbiór tego jest trochę przerażający. Wszystko tam jest
ogromne i z betonu. Swoją drogą, ciekawe jak to zostało zbudowane.
Po przejściu przez "zviezde", idziemy w stronę
potężnego pomnika GEROJA twierdzy brzeskiej.
Pomnik jest tak ogromny że to aż kurde przesada.
Podobno, w jakimś rankingu, wygrał konkurs na najbrzydszy
pomnik świata.
Ale taka jest właśnie istota socrealizmu. To co powstawało
zgodnie z tym kierunkiem, jest albo zajebiście ładne, albo zajebiście wielkie -
i tu nie ma nic po środku.
Na terenie kompleksu stoją jeszcze dwie cerkwie, budynki
fortów oraz kilka innych pomników. Przed wcześniej wspomnianym GEROJEM,
znajdziemy tablice upamiętniające obrońców Twierdzy w 1941 roku, czyli z czasów
"wojny ojczyźnianej", oraz głośniki z których wydobywa się smutna
muzyka.
Za fortyfikacją, możemy sobie urządzić krótki spacer wzdłuż
Muchawca i zobaczyć miejsce w którym uchodzi on do Bugu.
Zobaczymy dzięki temu też zabytkowe bramy wjazdowe na teren
twierdzy. Jak będziecie w Brześciu - Twierdza jest pozycją obowiązkową. Jest to
punkt który dla związku radzieckiego był tym samym czym dla nas Westerplatte.
Pieprzeni hipokryci uważali, że 2 wojna światowa wybuchła dopiero w 1941 roku,
kiedy to Hitler najechał na ZSRR.
Po zwiedzeniu twierdzy, poszedłem do hotelu na moment
odsapnąć i wziąć prysznic. Przywiozła mnie taksówka, w ramach voucheru, którą
zamówiła mi przemiła Pani z centrum informacji turystycznej.
Jak już się zrobiłem się na bóstwo, mogłem ruszyć dalej...
czyli w stronę ulicy sowieckiej, gdzie jest deptak, pomnik tysiąclecia oraz
moje ukochane piwo w barach.
Idąc ulicami Brześcia nie czułem ani przez moment że
odpuściłem granice Unii Europejskiej.
Czystość, dużo atrakcji, piękni ludzie.... To wszystko
sprawia że kocham Białoruś i zawsze tam chętnie wrócę
Sam pomnik tysiąclecia pokazuje nam historię Brześcia.
Adnotacji nie przeczytałem z uwagi na to że NIE ZNAM JESZCZE
TEJ CHOLERNEJ CYRLICY i byłem skazany na odczytywanie symboli obrazkowych.
Czyli powrót do starożytnego Egiptu.
W cholere dziwne uczucie widzieć księcia Witolda stojącego w
jednym rzędzie z sołdatem armii czerwonej, ale ja, jako turystastaram się nie manifestować sprzeciwu takim
rzeczom, mimo wrodzonej nienawiści do komuny. A czemu? Bo nie jestem u siebie!
A jak nie jesteś u siebie to się nie czuj jak u siebie! I skoro tego samego
wymagam wobec podróżujących do NASZEGO PIĘKNEGO KRAJU - za granicą nie mogę być
hipokrytą, chociaż czasem serce się kraja.
Kiedy już wszedłem na deptak, czułem się jak w standardowym
europejskim kraju. Dużo ludzi, bary, punkty usługowe, banki (nawet nasz Polski
idea bank! Oraz szyldy typu "Wójcik") i piwko w przystępnej cenie.
Co jest tu warte wspomnienia, to latarnie odpalane przez
latarnika. To robi mega klimat. Na początku i na końcu ulicy sowieckiej,
znajdziemy zegary gdzie latarnik zaznacza kiedy zaczął i skończył robotę. Chłop
jest oblegany przez turystów i chętnie pozuje do zdjęć.
Następnego dnia, z wielkim żalem serca, udałem się na
dworzec autobusowy i pojechałem już bezpośrednim busem do Lublina.
Musze jeszcze wrócić do Brześcia. Poniżej załączam też film
na którym pokazałem Polskie domy przy ulicy Lewanowskiego oraz kilka innych nieopisanych powyżej smaczków.
Jeśli się zastanawiasz nad wyjazdem na Białoruś, to przestań
i jedź. I zacznij od Brześcia!
Od zawsze interesowałem się opcją podróży za naszą wschodnią granicę. O ile Litwa i Ukraina, z uwagi na zaszłości historyczne - zawsze mnie odstraszały jako kraje do samodzielnego wyjazdu dla żółtodzioba co nie zna rosyjskiego ani nie czyta cyrlicy, o tyle Białoruś, znana ze swojskości i przyjaznego nastawienia do Polaków, okazała się strzałem w dziesiątkę.
Voucher turystyczny do Grodna, Brześcia i Mińska. Czyli bez Wizy na wycieczkę!
Z końcem poprzedniego roku, Białoruskie władze wydały specjalne rozporządzenie, na podstawie którego, obywatele Unii Europejskiej mają możliwość bezwizowego wjazdu na teren Republiki Białoruskiej w celu turystycznym, korzystając z możliwości wyboru jednej z trzech opcji kierunku podróży.
W ramach vouchera możemy zwiedzić okręg Brzeski wraz z Białoruską częścią puszczy białowieskiej, Grodno jak i również kanał Augustowski oraz Mińsk. Jeżeli chodzi o wycieczkę do Mińska - jedyną opcją transportu, jest tutaj lot samolotem.Warto wiedzieć, że przy skorzystaniu tego wariantu, nie jesteśmy zobligowani do poruszania się w określonym obrębie, jak to ma miejsce w przypadku vouchera do okręgu brzeskiego bądź Grodna - a możemy przemieszczać się po całej Białorusi. Ograniczać nas tutaj będzie tylko czas (do 30 dni) oraz konieczność meldunku na komendzie milicji w przypadku pobytu dłuższego niż 5 dni (tak, na Białorusi dalej mają milicję i KGB).
Trzema podstawowymi sprawami które należy dopiąć w związku z takim wyjazdem są : paszporty, gotówka na każdy dzień pobytu (równowartość 90 zł per day w dowolnej walucie) oraz uzyskanie vouchera potwierdzającego korzystanie z usługi turystycznej wraz z polisą ubezpieczeniową.
Takie dokumenty, bez najmniejszego problemu można zamówić poprzez strony internetowe jednostek uprawnionych do ich wystawiania, oraz biur podróży - w tym również polskich.
Na większości stron, dokumenty generują się automatycznie zaraz po uiszczeniu opłaty za pomocą karty kredytowej.
Ważną rzeczą jest określenie przejścia gdzie będziemy przekraczać granicę oraz rodzaju transportu z którego będziemy korzystać.Jeżeli zadeklarujecie podróż pociągiem z odprawą na dworcu, niestety voucher nie będzie ważny kiedy przykładowo zmienicie zdanie i udacie się na drogowe przejście graniczne.
Dowolność pojawia się w momencie powrotu do kraju. Tutaj już możemy wybrać dowolne przejście graniczne w ramach okręgu który odwiedzamy, dzięki czemu pojawia się opcja odłożenia na później decyzji czy chcemy wrócić pociągiem czy np. autobusem.
Najwygodniejszą formą komunikacji, jest moim zdaniem autobus. Bardzo często mamy możliwość przyjechania z polskim kierowcą, co pozwoli nam na jasne zrozumienie wszelkich komunikatów na granicy. Zresztą, język - jeśli się nie mówi po rosyjsku stanowi duża barierę.
Po polsku i angielsku, można się dogadać jedynie z młodymi mieszkańcami Białorusi (ale też nie wszystkimi), natomiast starsze osoby, często wychodzą z założenia, że my jako Polacy, powinniśmy znać język rosyjski perfekt, przez co walą do nas po rusku jak z karabinu, oczekując, że wszystko będziemy rozumieć.
Całe szczęście nasze języki są podobne, dlatego też wiele można wychwycić z kontekstu
Jaką walutę ze sobą zabrać?
Z uwagi na to, że Białoruski rubel jest w naszym kraju walutą dosyć egzotyczną - polecam wymianę złotówek na USD.
Często można usłyszeć, że coraz więcej punktów oraz banków oferuje wymianę również PLN, nie mniej w dalszym ciągu nie jest to taką oczywistością jak zakup rubli przy pomocy USD. Dolary amerykańske wymienimy w każdym banku który prowadzi kasy walutowe i jest to standard.
Jak prezentują się ceny na Białorusi?
Oczywiście najbardziej atrakcyjne cenowo będą dla nas używki.
Paczkę papierosów kupimy za równowartość około 3-4 zł, a jeżeli zdecydujemy się na zakup lokalnych marek - nawet i około 2 zł.
Pół litra wódki tutaj można zakupić za 4 - 7 rubli (1 rubel = 1,75 zł na tą chwilę). Piwko strzelimy już za 1 - 2 ruble i za tyle samo kupimy przekąski do tegoż piwka 😉.
Ceny picia i jedzenia na mieście to około 3-5 rubli za piwko i 10 - 15 za jedzenie (oczywiście można zjeść i za 30 - piszę tutaj o rozsądnych cenowo restauracjach).
Produkty spożywcze na Białorusi kosztują mniej więcej tyle samo co w Polsce, ale jakościowo są w moim odczuciu dużo lepsze.
Zarówno sery, wędliny jak i wyroby garmażeryjne, pachną i smakują tak, jakbyśmy je przywieźli od Babci ze wsi.
Niestety, należy pamiętać, że z uwagi na obostrzenia związane z afrykańskim pomorem świń (ASF), został wprowadzony bezwzględny zakaz przewożenia żywności na teren Unii Europejskiej.
Koszty związane z wejściem do muzeów nie wyniosą nas więcej jak kilka czy też kilkanaście złotych. W większości takie opłaty są bardzo symboliczne i w żaden sposób nie szarpną nas po kieszeni.
Ceny związane z noclegami nie są wysokie.
Za łóżko w hostelu zapłacimy już od kilkunastu złotych, a jednoosobowy pokój hotelowy w przyzwoitym standardzie wynajmemy za około 80-120zł.
Pieniądze które wydamy na korzystanie z transportu miejskiego też nie są jakoś zatrważająco wysokie - tutaj ceny opiewają o kwoty w wysokości - plus minus - jednego rubla.
Warto też wspomnieć, że korzystnie jest przejechać się taksówka. Cena za kilometr to coś około 1zł.
A co z pamiątkami?
Tutaj sprawa jest dość skomplikowana gdyż tak na prawdę sam nie wiem co wam mogę polecić.
Na Białorusi byłem dwa razy i z suwenirów przywiozłem jedynie magnesy.
Naturalnie można kupić husty z haftowanymi wzorami odpowiadającymi narodowym symbolom Białorusi, koszulki, otwieracze do piwa, badziki i całą resztę generalnie rzecz ujmując - pierdół,które można znaleźć w każdym miejscu na świecie gdzie sprzedawane są pamiątki.
Natomiast ciężko mi było odszukać coś charakterystycznego i niepowtarzalnego - jak na przykład matrioszki w Rosji czy kreciki w Czechach.Sprawa może mieć się zupełnie inaczej na wsiach, czy mniejszych miejscowościach, czego nie było mi dane jeszcze doświadczyć.
Bezpieczeństwo.
Moim zdaniem Białoruś jest bardzo bezpiecznym krajem. Na każdym kroku widać milicjantów pilnujących skutecznie porządku.
Trzeba tutaj wspomnieć, że służby porządkowe mają tam znacznie większe uprawnienia aniżeli nasza rodzima policja.
Generalnie nie zaleca się spacerów w stanie wskazującym oraz głośnego zachowania które może przykuwać uwagę przechodniów.
Kradzieże jak to kradzieże - zdarzają się w każdym miejscu na świecie. Trzeba pilnować paszportu, pieniędzy, kart kredytowych oraz telefonu.
Oczywiście nie mam tu na myśli sytuacji w której, w centrum miasta, w każdej bramie, czeka na was banda gopników* co zaciera tylko rączki na samą myśl, że będą mieli kogo zdziesionować. Nie - tego typu historie się raczej nie zdarzają.
Bardziej mówię tu o kładzeniu wartościowych rzeczy na stolikach w restauracjach, albo przesadnym obnoszeniu się tym co mamy wartościowego. Tego zresztą, należy się wszędzie wystrzegać.
Jeśli chodzi o kwestie związane z polityką, to tutaj nie powiem nic nowego.
Łukaszenka ma tylu samo zwolenników co przeciwników, więc nigdy nie wiemy na kogo trafimy próbując zagaić rozmowę.
Jeśli już musicie wejść na te tematy, pamiętajcie że opozycjoniści na Białorusi identyfikują się emblematami biało czerwonej flagi z "Pogonią".
Reasumując, Białoruś jest moim zdaniem bardzo fajną opcją na wyjazd.
Zobaczycie tam całą masę ciekawych rzeczy, pogadacie z przyjąźnie nastawionymi ludźmi i nie raz poczujecie się jakbyście cofnęli się w czasie do tego jak wyglądała Polska w latach 90.
W dalszych wpisach postaram się opisać bardziej szczegółowo, konkretne miejsca które zobaczyłem i wymienić fajne atrakcje turystyczne.
*gopnik - to taki rosyjski odpowiednik dresiarza - blokersa.