poniedziałek, 12 listopada 2018

[Koncert] Batushka @ Klub Iron - Krosno. 27.10.2018

Pod koniec grudnia 2015 roku, na rynku pojawiła się płyta polskiego, black metalowego zespołu Batushka. Kapela jest o tyle ciekawa, że nie powiela wszystkim znanych, utartych schematów związanych z gatunkiem.
Do niedawna mogłoby się wydawać, że w black metalu za wiele nowego już nie może się wydarzyć. Otóż może - i nasza rodzima Batushka jest tego najlepszym przykładem. Prawosławny black metal? Jakby ktoś mi wcześniej o czymś takim powiedział, to co najwyżej popukał bym się w głowę.

A tutaj kilku dżentelmenów związanych z Witching Hour Rec. łapią za wiosła, wrzucają riffy nawiązujące do muzyki cerkiewnej, ustawiają chórek, piszą teksty w języku starocerkiewnym (nie jestem pewien ale tak mi się wydaje) i cisną trasy po całej Europie z wieloma sukcesami. 
Bas, dwie, gitary, wokal plus chórek złożony z 3 typów. Wszyscy w kapach podobnych do tych, które są noszone przez prawosławnych duchownych, a na scenie pełno świec, dymu i ikony jako część scenografii.  Jak dla mnie sztos!

To był mój drugi koncert tej kapeli. Za pierwszym razem widziałem ich w Warszawie - w znienawidzonej przeze mnie Progresji. Nie lubię tego klubu ze względu na to że, zawsze tam jest ciasno, gorąco i uważam, że jest to najbardziej kiepskie miejsce na duży gig w stolicy.
Nie rozumiem dlaczego kapele dużego formatu organizują tam wciąż koncerty. Już może nie będę się tutaj rozpisywał o tym jak bardzo nie lubię tego miejsca, bo ile flegmy bym nie wylał to i tak pewnie za jakiś czas wyląduje tam znowu na jakimś Soulfly czy innym Behemocie.
Ostatnia trasa Batushki obejmowała koncerty w UK, Włoszech, Hiszpanii, Ukrainie... I  na przedostatnim koncercie zagrali w Krośnie.
Też złapałem się za łeb widząc to info, ale suma sumarum, wyszło bardzo dobrze i w sumie to się cieszę, że tak się stało.

Impreza okazała się dość kameralną. Może 200 - 300 osób? Jako support, grała jakaś lokalna kapela (Panowie - jeżeli to czytacie, nie miejcie mi za złe, ale wpadłem już po waszym występie).
Klub Iron jest dosyć mały, ale jak na swoje rozmiary posiada całkiem sporo przestrzeni.
Bardzo mi się tam podobało. Idealne miejsce na koncert, które tworzy kameralny klimat. Jako że, nie jestem fanem spędów i festiwali - byłem zachwycony tym miejscem. Sam koncert odebrałem bardzo pozytywnie. Było to moje drugie spotkanie z Batushką, więc miałem już porównanie i wiedziałem czego mogę się spodziewać.

Tak na prawdę, poza kapą jednego gitarzysty, w samym show nie zmieniło się nic od ostatniego razu, co bardzo mnie ucieszyło, gdyż dostałem dokładnie to czego oczekiwałem.
Album "Litorgiya" zagrany został w całości, nagłośnienie jak na takie miejsce było na całkiem przyzwoitym poziomie, nie był to spęd, klimat był dużo lepszy niż we wcześniej wspomnianej Progresji, więc generalnie bomba. W Ironie, stając na tyłach, byłem w podobnej odległości od kapeli, co gdybym stał niedaleko sceny w Progresji. Jeżeli planujecie zobaczyć Batushke na żywo, zdecydowanie polecam wam mniejszy klub - jeżeli oczywiście będziecie mieli wybór. Ich show, to w mojej ocenie bardziej widowisko jak standardowy metalowy koncert. Wszystko co się dzieje na scenie, nawiązuje do nabożeństwa w cerkwi, co idealnie współgra z tym co malują riffami członkowie kapeli.

Jedyne co mnie zastanawia, to to czy dostaniemy kolejny album od Batushki.
Z jednej strony Litorgiya jest takim kotem, że ciężko tutaj cokolwiek nowego dopowiedzieć, ale z drugiej...? Jakby dorzucić jakieś dodatkowe instrumenty, powiększyć chór i pójść w zrobienie widowiska na bogato z jebitną scenografią... Kurde, mogłoby się udać - ja nawet to widzę. Jestem ciekaw, w którą stronę baciuszka pójdzie i będę szczerze trzymał kciuki. Dawno nie słyszałem tak dobrej kapeli którą mógłbym się zajarać jak małolat i mam nadzieję zobaczyć ich jeszcze nie raz (zostawiając im kasę za płyty i koszulki).

Krótko podsumowując - Batuszka kopie tyłek!


Poniżej wklejam link do wideo z koncertu które znalazłem na Youtube.


Youtube : https://www.youtube.com/user/chomiak4


PS. Tak, wiem - dawno nie pisałem, zostałem przez ten czas posądzony 30 razy o słomiany zapał, LENISTWO i robienie bloga na pałe. Nic z tych rzeczy. Chodzi po prostu o to, że bardzo dużo ostatnio się u mnie dzieje i nie mam kiedy usiąść na tyłku.
Postaram się na dniach dorzucić post o Marszu Niepodległości który odwiedzam co roku, coś tam sobie skrobie na temat zapomnianego obozu koncentracyjnego w Bełżcu i jest jeszcze kilka innych srok które trzymam za ogony.
A że wszystko piszę w tzw międzyczasie, niestety nie mogę obiecać regularności.
Dzięki za zainteresowanie moimi wypocinami i do następnego! 😉\\da

PS 2. Bardzo chciałbym podziękować Koniowi i Adze za dach nad głową oraz elegancką posiadówę przed i po koncercie! W pas się kłaniam i dziękuję jeszcze raz!

wtorek, 25 września 2018

Brześć nad Bugiem, Brześć Litewski - bezwizowa wycieczka na kresy. [VIDEO]

me>
Decyzję o wyjeździe podjąłem na 2 dni przed samą podróżą. 
W poprzednim wpisie opisałem jakie kroki trzeba poczynić aby móc wybrać się za naszą wschodnią granicę, dlatego tutaj, już nie powielając informacji, opowiem jak to zrobiłem i jak fajnym miastem do zwiedzania okazał się być dla mnie Brześć.

Od początku... 


Przygotowania rozpocząłem od ogarnięcia dojazdu.
Nie było to zbytnio skomplikowane, gdyż wybrałem polskiego przewoźnika autobusowego, mającego siedzibę w białej podlaskiej - skąd również wyruszyłem w bezpośrednią podróż do samego Brześcia.
Nie mają niestety możliwości zakupienia biletów przez internet, natomiast przewoźnik zapewnił mnie, żebym o nic się nie martwił bo problemów z miejscem nie będzie - co się później okazało prawdą.
Kiedy plan przejazdu miałem już dopięty, zabrałem się za szukanie noclegu. Postanowiłem przyjechać do Brześcia w środę rano, aby na spokojnie móc zwiedzić miasto i wrócić następnego dnia do domu. Szczerze, to w sumie mogłem pojechać spokojnie na dwa dni, ale że trochę trząsłem portkami przed podróżą i długo się zastanawiałem czy tam w ogóle na nią się zdecydować. Wyszło jak wyszło. Jak już padła ostateczna decyzja, to czasu zostało niewiele, gdyż w sobotę jechałem na wesele kumpli (Koniku i Agnieszko, jeśli to czytacie to pozdrawiam i jeszcze raz dziękuję za zajebistą imprezę!).
Postanowiłem wziąć hotel i wrócić następnego dnia, przede wszystkim po to, żeby nie dręczyć się myślami typu : "a co będzie jak się nie wyrobię na ostatni autobus i będę musiał zostać dzień dłużej a moje pozwolenie już się skończy?!". No fakt faktem byłaby lipa. Kary na granicy, tułanie się po ambasadach i inne niepotrzebne mi pierdu - pierdu.
Jestem jedną z tych osób które lubią mieć wszystko zaplanowane i nie pchają się na przysłowiowy "przypał".

W kwestii noclegu, po raz kolejny zdał egzamin stary, dobry, booking.com.
Opcje hosteli odrzuciłem już na samym początku.
Uznałem, że skoro stać mnie na "jedynkę" w hotelu, to nie będę tracił nerwów na typowe noclegownie i ewentualnych współtowarzyszy, których temperamentu i podejścia do współlokatorów nie jestem w stanie przewidzieć.
Wybrałem pokój w hotelu BUG który jest idealnie usytuowany względem centrum, dworca kolejowego oraz autobusowego, a poza tym pokoje są urządzone w nie najgorszym standardzie.
Nie korzystałem ze śniadania - postanowiłem zaopatrzyć się samemu w smakołyki. Wystrój hotelu, w ogóle zajebiście dodał klimatu do całej imprezy. Był to typowy socrealizm. Przy wejściu stały ogromne głowy Lenina, po kątach były poustawiane sztandary z sierpami i młotami. 
Brakowało tak na prawdę tylko informacji ze zaraz tam się odbędzie jakiś zjazd partii albo weteranów z armii czerwonej.



Aby uzyskać pozwolenie, skorzystałem z jednej ze stron instytucji pośredniczących, gdzie oferują wydanie takiego vouchera na adres mailowy w wersji do wydruku.
Całość kosztów związanych z voucherem wyniosła mnie 58 zł. W tej kwocie było już zawarte ubezpieczenie na czas wyjazdu, kupon na przejazd taksówką do 5km oraz bilet wstępu do muzeum w twierdzy brzeskiej.

Ostatnią rzeczą która mi została, była wymiana pieniędzy .
Kupiłem w Polsce dolary amerykańskie, które są bardzo porządaną walutą na Białorusi - dzięki czemu miałem pewność, że będę w stanie je wymienić w każdym banku.

W środę 6.09.2018, wsiadłem w autobus do Białej Podlaskiej i rozpocząłem swoją prywatną, jednoosobową wycieczkę
Wyruszyłem w godzinach rannych. Przed przystankiem docelowym, autobus zatrzymał się jeszcze w Terespolu.
Na granicy, spotkałem się z kontrolą po stronie Białoruskiej.
Pani celnik zapytała co wwożę, po czym poprosiła o otworzenie plecaka.
Oni ostatnio mają duże ciśnienie na kontrole, bo władza zaczęła patrzeć pogranicznikom na ręce. Tym sposobem, kilka tygodni temu, KGB wjechało na granice koło Białegostoku i aresztowano za korupcję całą zmianę Białoruskich celników. Nie ma to tamto, Łukaszenka się w tańcu nie cyrkoli.
Ale generalnie nie trzymali nas tam jakoś przesadnie długo. Kontrola całego autobusu trwała łącznie może z 30 minut.
Po przyjeździe na dworzec w Brześciu, pierwszą rzeczą która rzuciła mi się w oczy była piękna cerkiew. Postanowiłem chwilę jej się przyjrzeć.
Bardzo spodobało mi się zachowanie przechodniów, którzy mijali gmach świątyni.
Nie wyglądało to jak znane z polskich ulic "żegnanie się a'la odganianie komarów" bynajmniej.
Z tego co widziałem, każdy z przechodniów - nie ważne czy milicjant, czy urzędnik czy sprzątaczka - stawał w bramie, spoglądał kilka sekund na cerkiew, po czym powoli i z godnością wykonywał znak krzyża, oddając pokłon na końcu.
Szok... Jakoś specjalnie religijny może i nie jestem, ale szanuję takie zachowania. Tym bardziej, że idealnie wpisują się w klimat i kulturę danego miejsca. Bardzo miło jest coś takiego zobaczyć.

 


Idąc w stronę miasta, kilka razy mało nie padłem na gębę przez woń męskich dezodorantów, co waliła po nozdrzach jak ruskie T-34 do niemieckich Tygrysów w czasie bitwy pod Kurskiem. Z tą małą różnicą, że w moim przypadku ostrzał był celny. Autentycznie - czułem tylko ten jeden ostry zapach. Jak już ktoś "wypsiukany" koło mnie przeszedł, to przez najbliższe 2 minuty, ostra jak maczeta woń rozpieprzała mi nos od środka.
Los chciał że akurat skończył mi się dezodorant. Poszedłem więc do najbardziej znanego marketu na Białorusi, czyli sieci "euroopt", zobaczyć czy faktycznie na półkach znajdę tylko jeden antyperspirant.
No i nie - okazało się że wybór jest całkiem pokaźny, a ceny nie najgorsze.
Wybrałem więc stare, dobre, sprawdzone "Fa" na które jeszcze była promocja (3 ruble). I jakież było moje zdziwienie w hotelu, kiedy się okazało, że to właśnie ta "promocja" spuszczała łomot moim nozdrzom podczas spaceru po mieście. A może reszta dezodorantów też tak pachniała? W każdym razie, chrzanie i na pewno nie będę tego sprawdzał.

Fajne w Brześciu jest to, że większość ulic których nazwy zostały nadane od nazwisk znanych osób, w swoich początkowych punktach ma pomniki, bądź popiersia patrona.
Tym sposobem w Brześciu można spotkać np pomnik Mickiewicza i Gogola.
Z Gogolem jest o tyle ciekawie, że cały deptak wzdłuż jego ulicy jest przyozdobiony jakimiś mosiężnymi instalacjami związanymi z postaciami  książek których jest autorem.
Efekt wygląda bardzo fajnie, a realizacja została wykonana niezwykle starannie. Jako że Gogol lubił baśniowy klimat i fantazję, pomniki są bardzo ciekawe.




W centralnym miejscu placu Lenina, stoi sam przywódca rewolucji. Co ciekawe, prawą ręką wskazuje na... polski kościół rzymskokatolicki
Plac Lenina jest bardzo zadbanym miejscem, z fontanną, olbrzymim gmachem państwowym (ostatecznie nie dowiedziałem się co to za instytucja... może ktoś wie?) oraz dużym telebimem.
Będąc na tymże placu, warto zwrócić uwagę na piękny budynek banku - niegdyś Banku Polskiego. Zarówno na placu Lenina jak i w każdym innym miejscu w Brześciu, jest od cholery czysto i faktycznie widać wszędzie Panie które sprzątają.




Idąc dalej, kierowałem się w stronę twierdzy brzeskiej. Po drodze minąłem stadion drużyny "Dynamo Brześć" o której od niedawna zrobiło się głośno, z uwagi na to, że jej włodarzem, został nie kto inny jak sam Diego Maradona. Łukaszenka ma w ogóle zapędy do robienia pozytywnego PR przy pomocy fejmów z zachodu. Każdy chyba pamięta scenę kiedy prezydent Białorusi czestował Stevena Segala marchewką.



Niedaleko stadionu, mieści się również muzeum koleji, z którego to musiałem niestety zrezygnować kosztem innych atrakcji.
Zwiedzanie twierdzy, rozpocząłem od wizyty w znajdującym się na jej terenie centrum informacji turystycznej.
Pracownica mówiąca po angielsku przekazała mi mapy i broszury - również w języku polskim oraz opowiedziała co warto zobaczyć. Swoją drogą bardzo uczynna dziewczyna. Później pomogła mi zamówić taksówkę, a nawet sama po nią zadzwoniła ze swojego prywatnego telefonu. Białoruska gościnność na najwyższym poziomie
Twierdza Brzeska robi ogromne wrażenie.
Niestety, nie znajdziemy tam żadnych śladów polskiej części historii, chociażby z czasów przedwojennych, ale i tak bardzo warto tam się wybrać.
Wchodząc na teren kompleksu, na pierwszy plan dostajemy parking i stoiska z pamiątkami.
Wszystkie suweniry nawiązują tam do militariów, komunizmu, twierdzy oraz samej Białorusi. Słyszałem jak niektórzy próbowali się targować z tymi biednymi handlarzami, ale ja już nie miałem na to serca, bo faktycznie wszystko było tam bardzo tanie (jak ukraiński barszcz... hihihihi).
Do twierdzy wchodzi się poprzez ogromne przejście w kształcie gwiazdy w ogromnym, betonowym (a jakże) murze.
Gwiazda jest wyposażona w głośniki z których słyszymy odgłosy nalotu, komunikat radia Moskwa o wybuchu II wojny światowej oraz ulubioną nutę czerwonoarmistów czyli "świętą wojnę".
Odbiór tego jest trochę przerażający. Wszystko tam jest ogromne i z betonu. Swoją drogą, ciekawe jak to zostało zbudowane.
Po przejściu przez "zviezde", idziemy w stronę potężnego pomnika GEROJA twierdzy brzeskiej.
Pomnik jest tak ogromny że to aż kurde przesada.
Podobno, w jakimś rankingu, wygrał konkurs na najbrzydszy pomnik świata.
Ale taka jest właśnie istota socrealizmu. To co powstawało zgodnie z tym kierunkiem, jest albo zajebiście ładne, albo zajebiście wielkie - i tu nie ma nic po środku.
Na terenie kompleksu stoją jeszcze dwie cerkwie, budynki fortów oraz kilka innych pomników. Przed wcześniej wspomnianym GEROJEM, znajdziemy tablice upamiętniające obrońców Twierdzy w 1941 roku, czyli z czasów "wojny ojczyźnianej", oraz głośniki z których wydobywa się smutna muzyka.
Za fortyfikacją, możemy sobie urządzić krótki spacer wzdłuż Muchawca i zobaczyć miejsce w którym uchodzi on do Bugu.
Zobaczymy dzięki temu też zabytkowe bramy wjazdowe na teren twierdzy. Jak będziecie w Brześciu - Twierdza jest pozycją obowiązkową. Jest to punkt który dla związku radzieckiego był tym samym czym dla nas Westerplatte. Pieprzeni hipokryci uważali, że 2 wojna światowa wybuchła dopiero w 1941 roku, kiedy to Hitler najechał na ZSRR.


  

 






Po zwiedzeniu twierdzy, poszedłem do hotelu na moment odsapnąć i wziąć prysznic. Przywiozła mnie taksówka, w ramach voucheru, którą zamówiła mi przemiła Pani z centrum informacji turystycznej.
Jak już się zrobiłem się na bóstwo, mogłem ruszyć dalej... czyli w stronę ulicy sowieckiej, gdzie jest deptak, pomnik tysiąclecia oraz moje ukochane piwo w barach.
Idąc ulicami Brześcia nie czułem ani przez moment że odpuściłem granice Unii Europejskiej.
Czystość, dużo atrakcji, piękni ludzie.... To wszystko sprawia że kocham Białoruś i zawsze tam chętnie wrócę
Sam pomnik tysiąclecia pokazuje nam historię Brześcia.
Adnotacji nie przeczytałem z uwagi na to że NIE ZNAM JESZCZE TEJ CHOLERNEJ CYRLICY i byłem skazany na odczytywanie symboli obrazkowych. Czyli powrót do starożytnego Egiptu.
W cholere dziwne uczucie widzieć księcia Witolda stojącego w jednym rzędzie z sołdatem armii czerwonej, ale ja, jako turysta  staram się nie manifestować sprzeciwu takim rzeczom, mimo wrodzonej nienawiści do komuny. A czemu? Bo nie jestem u siebie! A jak nie jesteś u siebie to się nie czuj jak u siebie! I skoro tego samego wymagam wobec podróżujących do NASZEGO PIĘKNEGO KRAJU - za granicą nie mogę być hipokrytą, chociaż czasem serce się kraja.
Kiedy już wszedłem na deptak, czułem się jak w standardowym europejskim kraju. Dużo ludzi, bary, punkty usługowe, banki (nawet nasz Polski idea bank! Oraz szyldy typu "Wójcik") i piwko w przystępnej cenie.
Co jest tu warte wspomnienia, to latarnie odpalane przez latarnika. To robi mega klimat. Na początku i na końcu ulicy sowieckiej, znajdziemy zegary gdzie latarnik zaznacza kiedy zaczął i skończył robotę. Chłop jest oblegany przez turystów i chętnie pozuje do zdjęć.



Następnego dnia, z wielkim żalem serca, udałem się na dworzec autobusowy i pojechałem już bezpośrednim busem do Lublina.
Musze jeszcze wrócić do Brześcia. Poniżej załączam też film na którym pokazałem Polskie domy przy ulicy Lewanowskiego oraz kilka innych nieopisanych powyżej smaczków.

Jeśli się zastanawiasz nad wyjazdem na Białoruś, to przestań i jedź. I zacznij od Brześcia!



czwartek, 20 września 2018

Wycieczka na Białoruś? Jak najbardziej! Wiesz, że już nie potrzebujesz do tego wizy?


Od zawsze interesowałem się opcją podróży za naszą wschodnią granicę. O ile Litwa i Ukraina, z uwagi na zaszłości historyczne - zawsze mnie odstraszały jako kraje do samodzielnego wyjazdu dla żółtodzioba co nie zna rosyjskiego ani nie czyta cyrlicy, o tyle Białoruś, znana ze swojskości i przyjaznego nastawienia do Polaków, okazała się strzałem w dziesiątkę.



Voucher turystyczny do Grodna, Brześcia i Mińska. Czyli bez Wizy na wycieczkę! 

Z końcem poprzedniego roku, Białoruskie władze wydały specjalne rozporządzenie, na podstawie którego, obywatele Unii Europejskiej mają możliwość bezwizowego wjazdu na teren Republiki Białoruskiej w celu turystycznym, korzystając z możliwości wyboru jednej z trzech opcji kierunku podróży.


W ramach vouchera możemy zwiedzić okręg Brzeski wraz z Białoruską częścią puszczy białowieskiej, Grodno jak i również kanał Augustowski oraz Mińsk. Jeżeli chodzi o wycieczkę do Mińska - jedyną opcją transportu, jest tutaj lot samolotem.Warto wiedzieć, że przy skorzystaniu tego wariantu, nie jesteśmy zobligowani do poruszania się w określonym obrębie, jak to ma miejsce w przypadku vouchera do okręgu brzeskiego bądź Grodna - a możemy przemieszczać się po całej Białorusi. Ograniczać nas tutaj będzie tylko czas (do 30 dni) oraz konieczność meldunku na komendzie milicji w przypadku pobytu dłuższego niż 5 dni (tak, na Białorusi dalej mają milicję i KGB).

Trzema podstawowymi sprawami które należy dopiąć w związku z takim wyjazdem są : paszporty, gotówka na każdy dzień pobytu (równowartość 90 zł per day w dowolnej walucie) oraz uzyskanie vouchera potwierdzającego korzystanie z usługi turystycznej wraz z polisą ubezpieczeniową. Takie dokumenty, bez najmniejszego problemu można zamówić poprzez strony internetowe jednostek uprawnionych do ich wystawiania, oraz biur podróży - w tym również polskich.


Na większości stron, dokumenty generują się automatycznie zaraz po uiszczeniu opłaty za pomocą karty kredytowej.
Ważną rzeczą jest określenie przejścia gdzie będziemy przekraczać granicę oraz rodzaju transportu z którego będziemy korzystać.Jeżeli zadeklarujecie podróż pociągiem z odprawą na dworcu, niestety voucher nie będzie ważny kiedy przykładowo zmienicie zdanie i udacie się na drogowe przejście graniczne.
Dowolność pojawia się w momencie powrotu do kraju. Tutaj już możemy wybrać dowolne przejście graniczne w ramach okręgu który odwiedzamy, dzięki czemu pojawia się opcja odłożenia na później decyzji czy chcemy wrócić pociągiem czy np. autobusem.
Najwygodniejszą formą komunikacji, jest moim zdaniem autobus. Bardzo często mamy możliwość przyjechania z polskim kierowcą, co pozwoli nam na jasne zrozumienie wszelkich komunikatów na granicy. Zresztą, język - jeśli się nie mówi po rosyjsku stanowi duża barierę. Po polsku i angielsku, można się dogadać jedynie z młodymi mieszkańcami Białorusi (ale też nie wszystkimi), natomiast starsze osoby, często wychodzą z założenia, że my jako Polacy, powinniśmy znać język rosyjski perfekt, przez co walą do nas po rusku jak z karabinu, oczekując, że wszystko będziemy rozumieć.
Całe szczęście nasze języki są podobne, dlatego też wiele można wychwycić z kontekstu

Jaką walutę ze sobą zabrać?
Z uwagi na to, że Białoruski rubel jest w naszym kraju walutą dosyć egzotyczną - polecam wymianę złotówek na USD.
Często można usłyszeć, że coraz więcej punktów oraz banków oferuje wymianę również PLN, nie mniej w dalszym ciągu nie jest to taką oczywistością jak zakup rubli przy pomocy USD. Dolary amerykańske wymienimy w każdym banku który prowadzi kasy walutowe i jest to standard.

Jak prezentują się ceny na Białorusi?
Oczywiście najbardziej atrakcyjne cenowo będą dla nas używki.
Paczkę papierosów kupimy za równowartość około 3-4 zł, a jeżeli zdecydujemy się na zakup lokalnych marek - nawet i około 2 zł.
Pół litra wódki tutaj można zakupić za 4 - 7 rubli (1 rubel = 1,75 zł na tą chwilę). Piwko strzelimy już za 1 - 2 ruble i za tyle samo kupimy przekąski do tegoż piwka 😉.
Ceny picia i jedzenia na mieście to około 3-5 rubli za piwko i 10 - 15 za jedzenie (oczywiście można zjeść i za 30 - piszę tutaj o rozsądnych cenowo restauracjach).




Produkty spożywcze na Białorusi kosztują mniej więcej tyle samo co w Polsce, ale jakościowo są w moim odczuciu dużo lepsze. Zarówno sery, wędliny jak i wyroby garmażeryjne, pachną i smakują tak, jakbyśmy je przywieźli od Babci ze wsi.
Niestety, należy pamiętać, że z uwagi na obostrzenia związane z afrykańskim pomorem świń (ASF), został wprowadzony bezwzględny zakaz przewożenia żywności na teren Unii Europejskiej.
Koszty związane z wejściem do muzeów nie wyniosą nas więcej jak kilka czy też kilkanaście złotych. W większości takie opłaty są bardzo symboliczne i w żaden sposób nie szarpną nas po kieszeni.

Ceny związane z noclegami nie są wysokie. Za łóżko w hostelu zapłacimy już od kilkunastu złotych, a jednoosobowy pokój hotelowy w przyzwoitym standardzie wynajmemy za około 80-120zł. Pieniądze które wydamy na korzystanie z transportu miejskiego też nie są jakoś zatrważająco wysokie - tutaj ceny opiewają o kwoty w wysokości - plus minus - jednego rubla.
Warto też wspomnieć, że korzystnie jest przejechać się taksówka. Cena za kilometr to coś około 1zł.

A co z pamiątkami? 
Tutaj sprawa jest dość skomplikowana gdyż tak na prawdę sam nie wiem co wam mogę polecić. Na Białorusi byłem dwa razy i z suwenirów przywiozłem jedynie magnesy. Naturalnie można kupić husty z haftowanymi wzorami odpowiadającymi narodowym symbolom Białorusi, koszulki, otwieracze do piwa, badziki i całą resztę generalnie rzecz ujmując - pierdół,które można znaleźć w każdym miejscu na świecie gdzie sprzedawane są pamiątki.
Natomiast ciężko mi było odszukać coś charakterystycznego i niepowtarzalnego - jak na przykład matrioszki w Rosji czy kreciki w Czechach.Sprawa może mieć się zupełnie inaczej na wsiach, czy mniejszych miejscowościach, czego nie było mi dane jeszcze doświadczyć.





Bezpieczeństwo.
Moim zdaniem Białoruś jest bardzo bezpiecznym krajem. Na każdym kroku widać milicjantów pilnujących skutecznie porządku.

Trzeba tutaj wspomnieć, że służby porządkowe mają tam znacznie większe uprawnienia aniżeli nasza rodzima policja. Generalnie nie zaleca się spacerów w stanie wskazującym oraz głośnego zachowania które może przykuwać uwagę przechodniów.
Kradzieże jak to kradzieże - zdarzają się w każdym miejscu na świecie. Trzeba pilnować paszportu, pieniędzy, kart kredytowych oraz telefonu.
Oczywiście nie mam tu na myśli sytuacji w której, w centrum miasta, w każdej bramie, czeka na was banda gopników* co zaciera tylko rączki na samą myśl, że będą mieli kogo zdziesionować. Nie - tego typu historie się raczej nie zdarzają. Bardziej mówię tu o kładzeniu wartościowych rzeczy na stolikach w restauracjach, albo przesadnym obnoszeniu się tym co mamy wartościowego. Tego zresztą, należy się wszędzie wystrzegać. Jeśli chodzi o kwestie związane z polityką, to tutaj nie powiem nic nowego. Łukaszenka ma tylu samo zwolenników co przeciwników, więc nigdy nie wiemy na kogo trafimy próbując zagaić rozmowę. Jeśli już musicie wejść na te tematy, pamiętajcie że opozycjoniści na Białorusi identyfikują się emblematami biało czerwonej flagi z "Pogonią". 





Reasumując, Białoruś jest moim zdaniem bardzo fajną opcją na wyjazd. Zobaczycie tam całą masę ciekawych rzeczy, pogadacie z przyjąźnie nastawionymi ludźmi i nie raz poczujecie się jakbyście cofnęli się w czasie do tego jak wyglądała Polska w latach 90. W dalszych wpisach postaram się opisać bardziej szczegółowo, konkretne miejsca które zobaczyłem i wymienić fajne atrakcje turystyczne.

*gopnik - to taki rosyjski odpowiednik dresiarza - blokersa.